wiesz, chciałam kiedyś przystąpić do komunii,
zbliżyć się do Boga i oszaleć jak wszyscy wierzący,
ale bałam się, że zadławi mnie ciało Chrystusa,
rozszerzy źrenice i potknę się o blask księżyca.
zbliżyć się do Boga i oszaleć jak wszyscy wierzący,
ale bałam się, że zadławi mnie ciało Chrystusa,
rozszerzy źrenice i potknę się o blask księżyca.
wyganiasz mnie na balkon, jak Julię; czekam,
tracę ciepło, a papieros zamarza mi w ustach.
wszystko jest tak doczesne, jak dym. skarbie,
od paru dni milczymy o wszystkim,
zapominając, że jesteśmy dla siebie
wystarczającymi powodami
do wierszy. rozbieramy się z logiki,
rozkładamy w świeżo pomyślanych wersach,
szukając okoliczników łagodzących. fakty
tracę ciepło, a papieros zamarza mi w ustach.
wszystko jest tak doczesne, jak dym. skarbie,
od paru dni milczymy o wszystkim,
zapominając, że jesteśmy dla siebie
wystarczającymi powodami
do wierszy. rozbieramy się z logiki,
rozkładamy w świeżo pomyślanych wersach,
szukając okoliczników łagodzących. fakty
są takie, że wszystko ma swój koniec,
nawet nasze milczenie rodzi krzyk,
kiedy noc niesie ślepotę, a zimno — brak czucia,
łatwo poderznąć sobie gardło.
nawet nasze milczenie rodzi krzyk,
kiedy noc niesie ślepotę, a zimno — brak czucia,
łatwo poderznąć sobie gardło.
przecież wiesz, że i tak trzymamy się na smyczy
własnych potrzeb. możesz się już zbliżyć,
nikt nie robił mi tak dobrze językiem,
czytając poezję. więc zanieś mnie na burzę
i wejdź. właśnie odkryłam puentę.
własnych potrzeb. możesz się już zbliżyć,
nikt nie robił mi tak dobrze językiem,
czytając poezję. więc zanieś mnie na burzę
i wejdź. właśnie odkryłam puentę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz