zostaje mi niewiele okruchów. po winie
tylko wspomnienie na języku. myślisz, że jestem
na dnie? torebki, perfumy i markowe buty
biegają po ulicach. przyciągają wzrok, pachną,
tupią. a ja z nimi. pozbawiam się oddechu,
instynktów. przestaję widzieć w ciemności.
nocą, na porte de clichy - najświętsze panienki
dają rozgrzeszenie. za dwadzieścia euro
- komplet doznań. każdemu według potrzeby
i portfela. od tyłu i przodu, od ust do ust,
roznosi się smród prawdy. nie ma jednej,
każdy chowa ją głęboko. znowu zasypiam
sama. i wtedy czuję, jak rosną mi kły.
chowam sierść przed świat(ł)em. wyję.
fot. internet