środa, 13 listopada 2013

mniejsza o tytuł



Dans la vie il faut savoir compter, mais pas sur les autres.
                                                         Paul-Jean Toulet


madame stella isabelle kocha ludzi bardziej 
od antyków. woli meble contemporaines,
wykonane w skośnych krajach. dla każdego
pracownika miskę ryżu; bilateralna korzyść.

warto awantaż chować za kulisami.
arierscena niech będzie pochwalona;
widz nie widzi , klaszcze na wieki wieków,
podziwiając charytatywną sztukę 

sklejania meblościanek i końca z końcem.
trzy tytuły przed nazwiskiem dają prestiż,
choć po chińsku - doktor, brzmi jak cochon.
niezależnie od przedrostka, świntuszymy

hojną ręką wysyłając napiwek na szczepionki.

Czas na Kol Nidrei


Posłuchaj, zaczęli dąć w szofary. Prastarym zwyczajem 
rosną źrenice i ciarki na grzbietach. Gdy nadchodzi kobieta, 
spuść wzrok, miewa niekoszerne uda i usta. W biuście falują grzechy. 
Będą wołać - diaspory łączcie się i wydajcie plony. W skażonych 
ciałach urodzą się obawy, z koślawych ścieżek wyjdą węże. 

I coraz ciężej będzie na ramionach, ale ona udźwignie, 
bo nie wierzy w duszpasterzy i świąteczne nagonki. 
Nie zastąpi karmy głową zwierząt, a nierząd nie w niej, 
ale w żądnych złota iskariotach. W górze otwarte księgi, 
przysięgnij, że nie chcesz żadnej rzeczy która jego jest. 

Wśród klęsk i zwycięstw - wybór jest jeden. Starym credo
się podpierasz, maczasz jabłko w miodzie. Na co dzień 
kąpiel w mykwie zmywa prawdę i krew. W dole śmiech, 
kwef dla niepoznaki, a łaski znikąd. Dzikość.

tartaczna

ciotka stella kochała drzewa. im większe, tym bardziej. 
wzrok nie sięgał do koron, liczyły się grube pnie. 
dałabym głowę, że widziała w nich przyszłe szafy, 
serwantki z porcelaną i opasłe kredensy. 

co rok obrastała nowym słojem tłuszczu i kontem 
w banku. kiedy zdrewniała, zaczęły drążyć ją korniki. 
nie da się ich zabejcować - powiedziała matka, 
infiltrują od głowy, zabierając wszystkie zyski. 

poznałam większość bolączek i niestworzonych historii. 
wysyłała je w korespondencji razem z plotkami 
i przepisami na choroby. w każdej skrzętnie ukrywała 
kota, ale listy z sierścią mówiły za siebie. 

w dziewięćdziesiątym piątym wspięła się na akację, 
chcąc karmić piersią zdziwione gołębie. 
wyglądała dziecinnie w zielonej koronie. za rok wyszło 
na jaw, że drzewa można pociąć na deski do trumny. 

wieko koniecznie z reliefami - zarządził ojciec. 
Do zgryzienia

Orzeszku, przyrzeknij, ze nie jesteś pusty, 
a dziurka na świat nie świadczy o wyjściach. 
Że zanim cię wezmę do ust, przełknę ślinę, 
połknę bakcyla - nie pokryję się pajęczyną 
i drobiazgowymi łzami. Drążenie boli jak poród,

pierworódkę - pierwiastkę prowadź do celu. 
Oderwij wzrok od blizny - tarczki, matki. 
Instruuj strzałkami, korytarze wydrążę sama. 
W skorupce powinno być przytulnie. 
Potrafię się wgryzać i zostawać na dobre i złe.

Można jeszcze zaszumieć drzewem, 
póki zamiary i wiara nie wyschły. 
Spróbujmy od nowa. Udam że nie wiem 
o innych ustach, językach i zajściach. 
Będziemy pić z łupinek i kołysać gałęzie. 
Tylko obiecaj, że już nigdy nie będziesz pusty.

koniec

Wszystkim wydaje się, że dojrzałe związki rozpadają się spektakularnie. Musi wydarzyć się coś bardzo złego. Zdrada, kłamstwo, coś nieoczekiwanego. Tymczasem ludzie rozstają się zwyczajnie. Najpierw przestają trzymać się za ręce. Później giną spontaniczne pocałunki, poranne dzień dobry, wieczorne dobranoc. Każde udaje się do własnego świata. Na samym końcu przestają w ogóle ze sobą rozmawiać. I wtedy jest ten prawdziwy koniec, nie ma już czego zbierać. Tak zwyczajnie, po prostu.

c.d.n.

odczarowanie wiosny

wiosna znowu mnie namawia żebym uwierzyła w życie po śmierci będzie nieskończenie wiele czasu na wiarę większą niż świadectwa rozczarowani...