niedziela, 8 lutego 2015

zejście do skłonu


było strome. wzgórze,
z którego leciałam na łeb
i szyję kochanka.
przegryzałam książką. czas?

jego nie było, do dziś nie ma
wolnego stolika. też mi się zachciało.
miejsca są wrażliwe na odjazdy,
w których dotąd pełno muzyki

na stacjach.

ludzie myslą, że pociąg do snu
to prawda. jestem cholernie przytomna,
nie odwracam się, nie mrugam
nawet wtedy, kiedy mnie wywożą
nogami do wiersza.


burżuazja bez uroku

bawię się w dyskrecję, rzucam 
urokiem - niech się potoczy 
pod nogi etykiety. kilka trzepotów rzęs
w stronę buñuela. niedyskretne puszczenie oczka

zachęci go do obiadu. nienaganna gra.
nie dopuszczam do tremy podczas brania do ust 
pożywienia. jest dużo 
głodnych oczu. więcej niż żołądków. 

udaję, że mylę sztućce, przechytrzam reżysera
i śnimy we śnie. wydarza się więcej niż
w ogrodzie. można zaspokoić żądze
i szybko opuścić sukienkę,

zmienić scenę, kochanka, maniery.
obudzić się. z uśmiechem
wyjść z kina i wystrzelać
współtowarzyszy obiadu.


odczarowanie wiosny

wiosna znowu mnie namawia żebym uwierzyła w życie po śmierci będzie nieskończenie wiele czasu na wiarę większą niż świadectwa rozczarowani...