środa, 13 listopada 2013

Czas na Kol Nidrei


Posłuchaj, zaczęli dąć w szofary. Prastarym zwyczajem 
rosną źrenice i ciarki na grzbietach. Gdy nadchodzi kobieta, 
spuść wzrok, miewa niekoszerne uda i usta. W biuście falują grzechy. 
Będą wołać - diaspory łączcie się i wydajcie plony. W skażonych 
ciałach urodzą się obawy, z koślawych ścieżek wyjdą węże. 

I coraz ciężej będzie na ramionach, ale ona udźwignie, 
bo nie wierzy w duszpasterzy i świąteczne nagonki. 
Nie zastąpi karmy głową zwierząt, a nierząd nie w niej, 
ale w żądnych złota iskariotach. W górze otwarte księgi, 
przysięgnij, że nie chcesz żadnej rzeczy która jego jest. 

Wśród klęsk i zwycięstw - wybór jest jeden. Starym credo
się podpierasz, maczasz jabłko w miodzie. Na co dzień 
kąpiel w mykwie zmywa prawdę i krew. W dole śmiech, 
kwef dla niepoznaki, a łaski znikąd. Dzikość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

odczarowanie wiosny

wiosna znowu mnie namawia żebym uwierzyła w życie po śmierci będzie nieskończenie wiele czasu na wiarę większą niż świadectwa rozczarowani...