czwartek, 1 stycznia 2015

posylwestrowy dialog senny

nowy rok, sylwester, a pan bóg się boczy
- spadaj - mówi do mnie - już się nafruwałaś.
coś pan - pytam - masz kaca? nie będę pikować
w jakiś dwutysięczny, do tego piętnasty.

- mąż, czy żona - pyta - boże, sama nie wiem,
mylę się w rachunkach, oby ładnie grali
i pod mendelssohna tańczyli kankana,
niech mnie nikt nie wkurwia, niech mnie nikt nie wkurwia.

robię wzrok, no wiecie, ten, co może zabić,
a bóg sobie nic z tego i popycha z okna
mansardy na montmartre. lecę, śpieszy mi się,
niech mnie nikt nie wkurwia, niech mnie nikt nie wkurwia.

zapomniałam futra, zimno mi w ramiona,
lecę, ciągle lecę. wpadłam do taksówki
- niech mnie pan nie wkurwia, bo się bardzo śpieszę,
kurs na joinville proszę. i się obudziłam.

nie ma boga przede mną, na mnie nie ma futra,
we mnie kac, nie moralny, takich już nie miewam.
pierwszy stycznia - żałoba, a tu czas wesela,
więc niech nikt nie wkurwia żadnej anny młodej.


odczarowanie wiosny

wiosna znowu mnie namawia żebym uwierzyła w życie po śmierci będzie nieskończenie wiele czasu na wiarę większą niż świadectwa rozczarowani...