sobota, 13 grudnia 2014

wiersz bez sarkastycznej puenty z kuferka



zachorowałam. stałam się miłośniczką mężczyzn do czasu
wyzdrowienia. zostało niewiele leków, więc się zamieniam
w zegar mechaniczny i zaczynam wahać. oscyluję na krawędzi
rozsądku. nigdy nie za wiele we mnie chęci drogiego spożywania
w hotel crayon. w bród, w przód i tył, aż do wyniesienia

homara lub na noszach arabskiej księżniczki. pieprzona alergia
na altruizm robi za antidotum. no więc co? niech podadzą. nonszalancję,
mam we krwi. tyle arogancji nie zniesie żadna burżuazja. świata
coraz mniej, a mężczyzn więcej. nie mieszczą się na srebrnych widelcach,
ani na salonach. ich we mnie i tak nie ma. dostaję gorączki krwotocznej

i wcale nie umieram z tęsknoty. przecież w nich jestem i podgryzam
pain perdu. zastrzegam numery, wpisuję na czarną listę. abonentów
jest zbyt wielu w gotowości, z komórką w ręce, a połączenie ze mną drogie,
zwłaszcza lotnicze. więc znowu pełny odlot, tracę i wyrzucam
tabletki. 'poezja lub miłość - to dwie rówieśnice'*. na obie się choruje.


*Emily Dickinson


fot. by Samuel Tissier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

odczarowanie wiosny

wiosna znowu mnie namawia żebym uwierzyła w życie po śmierci będzie nieskończenie wiele czasu na wiarę większą niż świadectwa rozczarowani...